środa, 29 października 2008

błogosławiony trud...

... z którego twórczej mocy powstaje taki but wśród takiej srebrnej nocy...


pracowity dzień:
środy mam wolne od zajęć na uczelni, co zwykle owocuje robotą w domu









dzisiaj upiekłam śliczne ciasteczka z przepisu Komarki
jako że jutro wybieram się do cioci na obiad, a trochę głupio mi przyjść z pustymi rękoma, potrzebowałam czegoś reprezentacyjnego i nie "wydziwionego" (jak mawia moja rodzicielka)




Bardzo smakowały mojemu młodszemu bratu, który zwykle, chyba dla zasady kręci nosem na wszystko co upiekę lub ugotuję.



i wreszcie skończyłam szyć pluszowego osła. Let me introduce:



Ruda Szkapa!




oto jej pierwsza choć niezbyt profesjonalana sesja zdjęciowa































wtorek, 28 października 2008

sentencja?

Baśnie są bardziej niż prawdziwe: nie dlatego, iż mówią nam, że istnieją smoki, ale że uświadamiają, iż smoki można pokonać.– G.K. Chesterton



(prawda, że ładna? znalazłam dziś w jakimś starym zeszycie)















kiedyś jak będę duża to zrobię sobie, wydrukuję i złożę własną książkę kucharską. Będzie miała obitą materiałem okładkę i same takie przepisy które mi się podobają.

Na razie muszę się przyznać to takiej jednej małej słobostko-śmiesznostki.

Ostatnio ile razy pojawiam się w empiku ( a pojawiam się często - te drukowane robaczki zwane literkami są moimi najlepszymi przyjaciółmi) kieruję swoje kroki do półki z książkami kucharskimi. Niestety ich zawartość jest mocno rozczarowująca, oprócz książek Nigelli, które spełniają wszyskie wymagania (czytelność, składniki wypisane wyróżniającą się czcionką, i zdjęcia- do każdego dania przynajmniej jedno zdjęcie, jak również ładna oprawa graficzna całości) są może ze dwie czy trzy, które mi się podobają (Encyklopedia zup jest super i śliczna, ale cenę ma równie powalającą). To ciekawe, że zrobienie porządnej książki kucharskiej jest takie trudne (choć jak się zastanowić, to istnieje wiele rzeczy, których zrobienie wydaje się banalne, a bez kija i wyższego wykształcenia to lepiej nie podchodzić). Większość książek, które przejrzałam i mi się nie podobały to książki o tytule "Kuchnia ***" gdzie *** to nazwa kraju (Meksyk, Hiszpania, Chiny) dania są prezentowane regionami, a nie tak jak łatwiej by było szukać i logiczniej dobierać smakami, czy pogrupowane jako przekąski, dania głowne, zupy. Książki są przegadane- gdybym chciałam poznać historię i geografię kraju to kupiłabym sobie przewodnik, a nie książkę kucharską i na stronie prezentowane są cztery przepisy, a zdjęcie jest jedno. Szkoda.

Mój M. się ze mnie śmieje, jak przeglądam książki kucharskie, bo twierdzi, że patrzę pobieżnie na składniki, dłużej na zdjęcie, a i tak zrobię po swojemu tak tylko żeby wyglądało podobnie.


Częściowo to prawda - mam problemy z trzymaniem się przepisu, ale to z winy albo roztrzepania (ostatnio zamiast 50 przeczytałam 500 gram migdałow) albo analfabetyzmu w dziedzinie przeliczania miar. A czasem poprostu muszę poeksperymentować, a przepis to i tak tylko sugestia.








Dzisiaj zrobiłam muffinki zainspirowane serowymi mufiinkami dorotusa z "moich wypieków"
ale zmodyfikowane przeze mnie i moją miłość do udziwnień i żurawiny.






moje muffinki nie zawierały jogurtu, i składniki mieszłam w proporcjach na oko, do tego dodałam i do sera i do ciasta moją ukochaną suszoną żurawinę.









p.s.
mój smok jest intensywnie fioletowy, tłusty i niezwykle z siebie zadowolony (niekótrzy nazywają go lenistwem)
czy pokonał(e/a)ś już w tym tygodniu swojego smoka?

poniedziałek, 27 października 2008

do dyni podejście drugie, a nawet trzecie



jak już wpadłam w ciąg gotująco-piekąco-dyniowy to szukam okazji żeby tylko coś zrobić. Okazaja się znalazła - rodzice szli do znajomych na brydża. Wprawdzie troszkę zaspałam (dosłownie - przyłożyłam głowe do poduszki przeciez tylko na minutkę...)rodzice wyszli jak zabierałam się za to ciasto, ale kto by się tam takimi drobiazgami przejmował? ciasto wyszło pysznościowe, choć uczciwie muszę przyznać, że jedząc zdejmowałam dynię, bo wyszła zupełnie nijaka - bezsmakowa. Ciasto było z tego przepisu, choć użyłam mniej cukru i dodałam przypraw: trochę papryki, cynamon, goździki, gałkę i imbir - tak żeby pasowały do dyni.

przed upieczeniem - kwiatek wyszedł mi samoczynnie jak układałam pierwsze kawałki - pozostało go tylko wypełnić, bo moim nieskromnym zdaniem wygląda bardzo dekoracyjnie




po upieczeniu - nawet rękawicę mam w klimacie ^^





ponieważ, dynia wyszła mocno mdła, postanowiłam coś z nią zrobić coby bardziej się nadawała do ciast. Podsmażyłam na cukrze imbir, dodałam cukru (^^) i zalałam wodą czyniąc tym samym cukrowo-imbirowy syrop, którym to, gorącym, zalałam dynię, zakręciłam słoik i będzie się toto moczyło ze sobą do piątku, na kiedy zaplanowalam podejście do ciasta czekoladowego z dynią numer 2.



róże



dziadkowie zorganizowali duuużą imprezę z conajmniej trzech okazji i dostali ogromne ilości kwiatów, co skrzętnie wykorzystałam i wycyganiłam ten oto piękny bukiet. Normalnie przedkładam inne kwiaty nad róże, ale która normalna kobieta oprze się wielgachnemu bukietowi krwiscie czerwonych róż? A jak się już je ma to można sobie powyobrażać, że się je od musizny dostało

piątek, 24 października 2008

pomarańczowo mi




się zaczęło


już od jakiegoś czasu w kuchni leżały dynie a nawet jednej udało się zepsuć, bo czekałam.

tak czy siak:


dzień zaczął się od pomarańczowego ubrania:






potem było silne postanowienie wykorzystania dyni, po pierwsze dlatego, że jest, po drugie dlatego, że poprzedni eksperyment z dynią bnył się nie powiódł- zupa była słodka i paskudna, a placki z dyni (zamiast z ziemniaków) nijakie, a po trzecie - last but not least- dlatego, że bloga założyłam specjalnie ze względu na dyniowy tydzień - strasznie chciałam w nim wziąć udział, a bez bloga ani rusz. Pomysły z jednoproduktowymi przepisami straszliwie mi sie podobają.





pierwszym i głównym pomysłem była zupa dyniowa, ale taka na słono- ostro a nie słodkawo-mdło jak to wyszło w zeszłym roku.


składniki proste: jedna nieduża dynia (troszkę mniejsza od mojej głowy) jedna papryka, jeden kawałeczek imbiru (7 g)jedna cebula, jedna marchewka,żółty, jeden czerwony, jedna kość z mnięsem na bulion.

Dynię, paprykę i pomidory kroję w kostkę, a imbir w plasterki. Na pierwszy ogień do gotowania idzie dynia z imbirem, ktore lądują w lekko osolonej wodzie. Gdy dynia zrobi się miękka do garnka dołącza do niej papryka marchewka kość i cebula. Na koniec, kiedy papryka robi się miękka w granku lądują pomidory, a wszystko gotuje si jeszcze jakieś 5 minut. Kość marchewkę i cebulę wyławiam a reesztę miksuję i doprawiam. ja dodałam "ostrej papryki, kilka listków lubczyku, maggi i pieprz. Oto co wyszło:







kawałek dyni poświęciłam na marynatę:




































a zupełnie już z rozpędu do zestawu dorobiłam piernikowe "muffiny" w kolorze pomarańczowym z marchewką i dynią. Kolor pomarańczowy to mają one w założeniach, ale wyszły leciutkie, mięciutkie i puszyste.





składniki:

  • szklanka mąki
  • 3/4 szklanki drobnego cukru
  • 1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1/2 łyżeczki gałki muszkatałowej
  • ½ łyżeczki goździków
  • 1 ½ łyżeczki imbiru
  • jajko
  • jedna marchewka
  • kawałek dyni (u mnie 50 g)
  • 1/2 szklanki oleju
  • 1/2 szklanki mleka


Wykonanie jest wyjątkowo proste należyć wymieszać wszystkie składniki (byle jak, byle by było)żyć do foremek i piec koło 30 minut w piekarniku o tem. 175*C

proponuję dodać jeszcze kawałki orzechów włoskich- z ciastkami marchewkowymi wspaniale współgrają.

jesień










jesień kojarzy mi się z czerwonymi liśćmi, śliwkami, gruszkami i deszczem.


niestety, jakos nie mam czasu siąśc do komputera i zrzucać zdjęć wiec post bedzie zbiorowy.



na pierwszy ogień idą gruszki.




ciasto z tego przepisu, choc oczywiście lekko zmodyfikowane ( ciastka nie były amaretti, nie dodawałam brązowego cukru- i tak było słodkie oraz w ostatniej chwili okazało sie iż nie posiaduję aromatu waniliowego)jak na mnie i tak zadziwiająco mocno trzymałam sie przepisu



teraz śliwki:



przepis a jakże zmodyfikowany, choć jak zawsze z tej strony


jak zwykle już w chwili gdy miałam tego użyć okazało się, że nie ma- tym razem śmietany


została ona zastąpiona trzema łyżkami dzemu śliwkowego i odrobiną mleka.


piątek, 17 października 2008

wtorek, 14 października 2008

Andersen

introwertyk, podróżnik, twórca dramatów, byłby pewnie niezmiernie
zdziwiony i wątpię czy zadowolony wiedząc, ze świat zna go głównie jako autora baśni dla dzieci. Przecież sławę przyniósł mu wiersz o umierającym dziecku - niezbyt przyjemny temat ?

ciastka


dla mojego M. i mojego Żmija na drugie śniadanie do szkółki:



jedne z makiem, sokiem z pomarańczy i miodem- absolutnie pycha ( w orginalnym przepisie były kruche i nazywały się ciastkami Hypnosa)



drugie piernikowe, choć troszkę je "przypiekłam" to nadal są jadalne i tylko trochę chrzęszczą w zębach



poniedziałek, 13 października 2008

surowce zielarskie
























prawda że ładne?








































sobota, 11 października 2008

na dobry początek





podejrzewam, że nie bedzie te stricte blog kulinarny, ale na dobry początek moje najnowsze dzieło. Coś z ukochanej żurawiny, bardzo słodkie, lekko kwaskowate. Troszkę za bardzo pachnie masłem, a zdjęcia mi nie wyszły, ale to ostatnie można zwalić na mojego idiotkamerona i być z siebie bardzo zadowolonym