piątek, 10 sierpnia 2012

zły dzień, zły ogród

Ten dzień i tak jest zły: ponury i bezcelowy, więc mogę nie psując sobie humoru napisać o czymś, co też jest złe: źle zaprojektowane, zaniedbane i przykre. Tym czymś jest ogród dachowy BUWu.
Z dachu wystaje kopuła i kilka filarów, które w założeniu miały być obrośnięte pnączem, a pod nimi posadzono rośliny cieniolubne. W pełnym słońcu cienioluby ledwie zipią, wymarzły wszystkie berberysy i 3/4 irg. Cytryniec chiński (dość mrozoodporne pnącze) choruje (za blisko wylotu wentylacji ?, za bardzo w mieście), a dookoła panoszy się masa chwastów.
Architekt w swojej wizji pominął też fakt, że BUW stoi w środku miasta i przy bardzo ruchliwej trasie. Posadził więc gatunki wrażliwe na zanieczyszczenia.

A ja głupia zastanawiałam się czemu nikt ze znajomych ogrodników nie chce pójść ze mną obejrzeć.

Jedyne co wygląda naprawdę ładnie to milin amerykański (Campsis radicans) o pięknych czerwonych trąbkach i imponującej masie, posadzony przy wejściu do ogrodu oraz powojnik tangucki (Clematis tangutica)'Lambton Park' panoszący się wszędzie na dachu, ze swoimi żółtymi kwiatkami w kształcie lampionów, przypominającymi miechunkę i "włochatymi" owockami charakterystycznymi dla Clematisów.
No i może słońce odbijające się w szybach...

Brak komentarzy: