aparat wrócił. rodzice też.
zdążyłam odkurzyć i podlać kwiatki (do których mama się momentalnie dorwała i spędziła 4 godziny skubiąc i uszczykując) ale obiad już robiłam jak przyjechali.
Ponieważ ostatnie dni są śliczne i zimne (cieeerpię!) zrobiłam coś lekkiego w smaku i konsystencji ale już bardziej jesiennego niż letniego (a lata w cale nie było w tym roku i kiedy ludź miał sobie podładować akumulatory?!)
makaron w sosie gruszkowym
ok. 375g makaronu (u mnie razowe tagliatelle)
opakowanie serka mascarpone (250g)
2 spore gruszki
pól szklanki muscato
szklanka bulionu lub 2 kostki rosołowe i szklanka wody
Makaron ugotować według przepisu na opakowaniu. Gruszki obrać, pokroić na kostki. Połowę gruszkowych kosteczek wrzucić na patelnię zalać bulionem i muscato i gotować aż zmiękną. Całość sosu (i "woda i gruszki") zmiksować na gładką masę z serkiem mascarpone, przelać z powrotem na patelnię, zacząć podgrzewać i dorzucić resztę gruszek i makaron. Podgrzewanie skończyć kiedy będzie wystarczająco ciepłe do jedzenia
a oprócz tego przyszła paczka, a w niej moje nowe, piękne ciuszki z tego sklepu. Będą jak znalazł na tą imprezę* (tak po prawdzie do sklepu trafiłam z ich strony). Ja na nią idę , a Wy ?
czy nie są śliczne ?
i jeszcze plakat
*jakoś tak wyszło, że pasuje mi do posta, a zarazem jest tytułem imprezy - warszawski plener fotograficzny w klimatach steampunk oraz neovictorian "Steam Memories: Rozstania i Powroty"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz