Rodzice wyjechali i zabrali mi aparat. Z tego powodu nie bardzo mam się czym chwalić. Ani nie gotowałam za bardzo, bo dla jednej osoby nie warto (zresztą i tak siedziałam w sklepie i czytałam książki na bezczela), ani zdjęć nie posiadam, żeby udokumentować, ani nie ma się czym chwalić jak już zrobiłam.
No bo czym tu się chwalić jeśli do dżemu użyłam cukru żelującego i mrożonych owców ? I co z tego, że jest prościej i szybciej i wiśni drylować nie trzeba, jak mi wstyd...
Wstyd, wstydem, a dawno się tu nie odzywałam. Początkowo chciałam "się odezwać" opowiadaniem, na pisanie którego naszło mnie przez czytanie zbyt podobnych książek*, ale o dziwo trochę nad nim przemyśliwuje i pisze się długo. Koniec końców postanowiłam jednak napisać o "wstydliwym dżemie" czyli sposobach na przerobienie 5 kg ostatniego już w tym sezonie rabarbaru.
kwaśna marmelada
ok.
400 g wiśni bez pestek
200 g malin i truskawek
200 g czarnej porzeczki
4-6 sporych ogonków liściowych rabarbaru
szklanka cukru żelującego
Owoce zasypać cukrem i podgrzewać na małym ogniu do uzyskania miękkiej "zupy". Zupę ostudzić i zmiksować/zblendować, a następnie przecedzić przez sito/gazę celem pozbycia się wszelakich pestek. Uzyskany płyn podgrzewać na wolnym ogniu. Rabarbar umyć obrać, pokroić na drobne kawałki. Połowę rabarbaru dorzucić i podgrzewać aż zacznie się rozpadać, a następnie dodać drugą połowę. Teraz podgrzewac już króciutko, a następnie przełożyć do słoiczków (mnie wyszły 2 takie standardowe)
*kontynuacja "Zawodu wiedźmy" Olgi Gromyko (amatorsko tłumaczona z rosyjskiego, bo oficjalne wydanie będzie dopiero za parę miesięcy), "Odnaleźć swą drogę" Aleksandry Rudej i jeszcze "Maga niezależnego" Kiry Izmajłowej, a nawet "Szamankę od umarlaków" Martyny Raduchowskiej (jedyna Polka w tej ekipie)
1 komentarz:
Aż tyle go?!?!
Prześlij komentarz