piątek, 6 sierpnia 2010

W Gdańsku byliśmy trochę krótko. Chętnie pozachwycałabym się jeszcze parkiem w Oliwie, jeszcze parę razy okrążyła starówkę w poszukiwaniu fajnych, stylowych szyldów (ostatni zlepek zdjęć), albo posiedziała przy fontannie wpatrując się w lwy (pierwszy zlepek) i pomstując na to, że są mokre, a ludzie na nich siadają. Pospacerowałabym nad morzem, albo po mieście wyszukując takie perełki jak to wielkoformatowe zdjęcie schodów tuż obok tych prawdziwych (współczuję nietrzeźwym, którzy będą tamtędy przechodzić), albo kopuła kościoła św. Katarzyny "wisząca w powietrzu" (widać tle tego czerwonego dachu). Weszłabym do galerii obejrzeć rzeźbę ze zdjęcia nr 5. A może zrobiłabym sobie wycieczkę szlakiem nowych Gdańskich hoteli ? Nad Gdańskiem najwyraźniej czuwa jakiś dobry urbanista. Nawet nowe super-nowoczesne, pełne szkła i granitu (z racji swej wielogwiazdkowości) hotele trzymają klimat przypominając, albo chociaż udając kamieniczki.
Hale handlowe zachwycają mnie bardziej niż nie jeden zabytek (3 i 4 zdjęcie). Wielki Młyn poprostu pasuje tam gdzie stoi i gdyby M. mi nie powiedział, to nie zgadłabym co w nim jest. Ta druga zaś kojarzy mi się trochę z dworcem kolejowy, a bardzo z budynkami z "Syberii" - w tą grę warto zagrać choćby dla samej architektury świata !

Chciałabym takiego urbanistę w Warszawie.

Brak komentarzy: