niedziela, 16 maja 2010

w czasie deszczu koty się nudzą


Znowu pada. Od rana. Leje właściwie. Deszcz bębni o każdą powierzchnię, zlewając się ze stukotem klawiatury.
Przynajmniej wczoraj nie padało, bo połowa możliwości z nocy muzeów spełzałaby na niczym. A tak było fajnie.
Nauczona doświadczeniem z nocy poprzednich wybrałam dla mnie i Macieja takie atrakcje, które są akcjami jednorazowymi, organizowanymi przez nie-muzea. Do samych muzeów, zwłascza tych które się postarały, są koszmarne kolejki i po odstaniu swojego dość często byłam rozczarowana. A na regularną wystawę mogę pójść w tygodniu, kiedy nie ma kolejek i w spokoju, w swoim tempie wszystko obejrzeć. Jasne nie będzie to noc muzeów i wejście za darmo, ale bilety do muzeów nie są takie drogie, a nawet jeśli, to można zawsze pójść w ten dzień, kiedy wstęp jest wolny.
Tak więc byliśmy na Próżnej. Cafe Próżna organizowała tam koncert, pochowane w starych (trochę rozpadających się) kamienicach były warsztaty rzemieślników, gdzie bardzo ciekawie o swojej pracy opowiadali wytwórca szczotek, rękawiczek, był introligator, zegarmistrz, szewc, krawiec i hafciarka. Miał być pokaz dmuchania szkła, ale pan, który miał to robić uległ wypadkowi. Mam nadzieję, że nic bardzo poważnego
.
Była pani przewodnik, która bardzo ciekawie, wspomagana przez radnego Śródmieście (tak Próżna leży w dzielnicy Śródmieście) opowiadała, co było i co będzie. Poleciła inne wycieczki po mieście i poleciała prowadzić kolejną wycieczkę (szlakiem muzeów, które dopiero będą - gdyby nie to, że była na rowerach na nią też byśmy się wybrali)

Cóż, należy chyba wrócić do dnia dzisiejszego?
Nie znosze rano wstawać. Po prostu nienawidzę. Dzisiaj znów przed 8 rano wstać musiałam (tym razem dyżur, wczoraj joga na którą się spóźniłam i nie weszłam w związku z tym, a jutro ostatni tydzień praktyk)
Zafundowałam sobie niezbyt zdrowe śniadanko : na początek lodzik romero* (uwielbiam tą cienką, łamiącą się z trzaskiem polewę z czekolady),potem dwa croissanty, bułka i kakao w slicznej puszcze, kojarzącej mi się z puszkami na zupę z Ameryki z lat 60-tych. Śniadanie jednocześnie studenckie i nie studenckie. Porządny student za 9 zł żywi się dwa dni, a nie zjada śniadanie (zresztą ja też zwykle jak kupuję to bułkę i serek). Ale z drugiej strony słyszałam, że rosyjscy studenci kiedy krucho u nich w zimie** z kasą kupują zamiast obiadu lody. Są tańsze od przeciętnego obiadu, a kalorii mają prawie tyle samo.
A skoro o kaloriach mowa:
Z tego przepisu zmodyfikowane tak, że wyszły 2 mniejsze orzechowe drożdżówki.
W sam raz na bardzo deszczową niedzielę przy kakale, książce lub telewizorze. Szkoda tylko że skończyłam z nimi dopiero koło 22.

Drożdżowe orzechowe

Składniki:

  • 250 g mąki pszennej
  • 50 mielonych orzechów laskowych
  • 1,5 łyżeczki drożdży suchych (6 g) lub 12 g drożdży świeżych
  • pół szklanki letniego mleka (125 ml)
  • 1 jajko
  • 50 g roztopionego masła
  • 45 g cukru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • garść posiekanych lub połamanych orzechów włoskich
  • kruszonka (u mnie w równych proporcjach : masło, mielone orzechy, cukier puder i mąka)
Zastąpiłam 50 g z 300 (oryginalnych) mielonymi orzechami. Wszystkie składniki prócz kruszonki i orzechów włoskich wrzuciłam do maszyny do robienia chleba. Włączyłam program "dough" i po jakiś 45 minutach dorzuciłam orzechy (jak zaczęła piszczeć sygnalizując że mogę). Wróciłam po 1,5h (od rozpoczęcia) delikatnie wyrobiłam ciasto. Podzieliłam na 6 kulek. Po trzy ułożyłam w małych foremkach do pasztetu, wysmarowanych masłem. Posypałam szczodrze kruszonką i piekłam w 180*C przez 35 minut.




* bo rozpuściłby się zanim bym zjadła resztę śniadania
** w Rosji lody jada się zimą, nie tak jak u nas latem
P.S.
Wytrawne ciasto z szparagami dało się zjeść (nawet bez sera). Mi i M nie smakowałao, ale oboje moi rodzice powiedzieli, że smaczne.

Brak komentarzy: