Przynajmniej wczoraj nie padało, bo połowa możliwości z nocy muzeów spełzałaby na niczym. A tak było fajnie.
Nauczona doświadczeniem z nocy poprzednich wybrałam dla mnie i Macieja takie atrakcje, które są akcjami jednorazowymi, organizowanymi przez nie-muzea. Do samych muzeów, zwłascza tych które się postarały, są koszmarne kolejki i po odstaniu swojego dość często byłam rozczarowana. A na regularną wystawę mogę pójść w tygodniu, kiedy nie ma kolejek i w spokoju, w swoim tempie wszystko obejrzeć. Jasne nie będzie to noc muzeów i wejście za darmo, ale bilety do muzeów nie są takie drogie, a nawet jeśli, to można zawsze pójść w ten dzień, kiedy wstęp jest wolny.
Tak więc byliśmy na Próżnej. Cafe Próżna organizowała tam koncert, pochowane w starych (trochę rozpadających się) kamienicach były warsztaty rzemieślników, gdzie bardzo ciekawie o swojej pracy opowiadali wytwórca szczotek, rękawiczek, był introligator, zegarmistrz, szewc, krawiec i hafciarka. Miał być pokaz dmuchania szkła, ale pan, który miał to robić uległ wypadkowi. Mam nadzieję, że nic bardzo poważnego.
Była pani przewodnik, która bardzo ciekawie, wspomagana przez radnego Śródmieście (tak Próżna leży w dzielnicy Śródmieście) opowiadała, co było i co będzie. Poleciła inne wycieczki po mieście i poleciała prowadzić kolejną wycieczkę (szlakiem muzeów, które dopiero będą - gdyby nie to, że była na rowerach na nią też byśmy się wybrali)
Cóż, należy chyba wrócić do dnia dzisiejszego?
Nie znosze rano wstawać. Po prostu nienawidzę. Dzisiaj znów przed 8 rano wstać musiałam (tym razem dyżur, wczoraj joga na którą się spóźniłam i nie weszłam w związku z tym, a jutro ostatni tydzień praktyk)
Zafundowałam sobie niezbyt zdrowe śniadanko : na początek lodzik romero* (uwielbiam tą cienką, łamiącą się z trzaskiem polewę z czekolady),potem dwa croissanty, bułka i kakao w slicznej puszcze, kojarzącej mi się z puszkami na zupę z Ameryki z lat 60-tych. Śniadanie jednocześnie studenckie i nie studenckie. Porządny student za 9 zł żywi się dwa dni, a nie zjada śniadanie (zresztą ja też zwykle jak kupuję to bułkę i serek). Ale z drugiej strony słyszałam, że rosyjscy studenci kiedy krucho u nich w zimie** z kasą kupują zamiast obiadu lody. Są tańsze od przeciętnego obiadu, a kalorii mają prawie tyle samo.
A skoro o kaloriach mowa:
Z tego przepisu zmodyfikowane tak, że wyszły 2 mniejsze orzechowe drożdżówki.
W sam raz na bardzo deszczową niedzielę przy kakale, książce lub telewizorze. Szkoda tylko że skończyłam z nimi dopiero koło 22.
Drożdżowe orzechowe
Składniki:
- 250 g mąki pszennej
- 50 mielonych orzechów laskowych
- 1,5 łyżeczki drożdży suchych (6 g) lub 12 g drożdży świeżych
- pół szklanki letniego mleka (125 ml)
- 1 jajko
- 50 g roztopionego masła
- 45 g cukru
- 1/4 łyżeczki soli
- garść posiekanych lub połamanych orzechów włoskich
- kruszonka (u mnie w równych proporcjach : masło, mielone orzechy, cukier puder i mąka)
* bo rozpuściłby się zanim bym zjadła resztę śniadania
** w Rosji lody jada się zimą, nie tak jak u nas latem
P.S.
Wytrawne ciasto z szparagami dało się zjeść (nawet bez sera). Mi i M nie smakowałao, ale oboje moi rodzice powiedzieli, że smaczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz