wtorek, 2 marca 2010

Na początek pozytywne zaskoczenie: gmina poczuła się do odpowiedzialności i postanowiła nam pomóc* w sprawie zalanego absolutnie wszystkiego. Bez krzyków, bez awantur, szybko i !skutecznie!. Wczoraj została przysłana koparka, która wykopała 2 dziury i szambiarka, która wybierała wodę z tych dziur. Od razu zrobiło się troszkę lepiej, ale uznano, że to mało skuteczne. Ugadano z KPNem, że strażacy mogą wypompować wodę z zalanych terenów do lasu. W końcu nasze** lasy to albo piasek przez, który wszystko przesiąknie, albo bagna nad, którymi KPN płacze, że wysychają, a woda w końcu czysta. Panowie strażacy zajmujący się tym zadaniem dostali od rodziców herbaty z rumem ( co zaowocowało napoczęciem butelki przywiezionej z Austrii i dostępnością jej dla ogółu - czyli dla mnie też).
Rum przepięknie pachniał, a ponieważ herbaty nie pijam,a 80%-owy mógłby mi nie przejść przez gardło postanowiłam wykorzystać go do ciasta, a właściwie ciastek.

Babeczki mocno rodzynkowe

40g mąki z prosa
40g mąki pszennej pełnoziarnistej
70 g krupczatki (lub zwykłej)
50 g cukru trzcinowego
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 białka z jajek
3 garście rodzynek
pół szklanki rumu
pół szklanki wody
pół łyżeczki aromatu rumowego ***

mąkę z prosa zakupiłam już jakiś czas temu i dodaję do ciast kiedy chcę, żeby nie były takie "białe" i niezdrowe. A tylko białka dlatego, że żółtka byłam już spożyłam w postaci kogla-mogla.
Rodzynki namoczyłam w wodzie z rumem. Mąki wymieszałam z proszkiem i cukrem, dorzuciłam jajka i rodzynki wraz z całą zalewą. Wymieszałam ponakładałam do foremek piekłam ~1/2h w 180*C

Ciastka wyszły odrobinę gumowate, lekko orzechowe w posmaku i ziarniste w konsystencji. Mało pachniały rumem ( z którego powodu powstały), ale za to miały chrupką skórkę i duuużo rodzynek, którym zawdzięczały słodycz (bo samo ciasto było mało słodkie) i bardzo ładny kolorek.

Zajęcia były też dziś fajne. Kontynuowaliśmy rodzinę imbirowatych i dziś omówiłyśmy kurkumę i kardamon. Dostałam sadzonkę kardamonu do domu i mam szczerą nadzieję, że przetrwał podróż do domu.
Jeśli chodzi o kardamon to powiem tylko, że: Elletaria cardamonum trochę "wyłamuje się" ze swojej rodziny bowiem spożywamy nasiona nie kłącza (te służą tylko jako materiał rozmnożeniowy), że to co kupujemy pod nazwą nasion to najczęściej owoce - torebki a od 4 do 8 nasion znajduje się w środku. Tylko one zawierają olejek aromatyczny, dla którego ceniony jest kardamon. Roślina jest całkiem ozdobna i aromatyczna kiedy ją trącić, więc jeśli tylko przeżyje będę się nią cieszyć nawet jeśli nigdy nie zakwitnie.

O kurkumie mogę powiedzieć trochę więcej. Na zdjęciach nam pokazanych wyglądała trochę jak Canna (paciorecznik), podczas gdy kardamon bardziej przypomina Maranthe. Z niej pozyskujemy kłącze, trochę podobne do imbirowego z tym, że bardziej kuliste a mniej spłaszczone i intensywnie pomarańczowe. Barwę tą zawdzięcza kurkuminom, które jednak "wychodzą" z niej dopiero po sparzeniu lub obgotowaniu kłącza. Często też uzyskuje się ją w czystej postaci (przechodzi do wody w czasie obgotowywania a potem już tylko wystarczy pozbyć się tej wody). Jest barwnikiem wytrzymującym do 120 *C i umiarkowanie wrażliwym na pH (zasady barwią ją buraczkowo), ma działanie wspomagające i odtruwające wątrobę wspomaga walkę z otyłością i obniża poziom cholesterolu. Jest (kurkuma) głównym składnikiem curry, używa się jej do wyrobu perfum, barwi materiały, drewno i ubrania ( habity mnichów buddyjskich - charakterystyczny kolor). W Azji dodaje się ją do ryb warzywa i ryżu, w Europie częściej do drobiu i owoców morza.

Ponieważ mamy 6 godzin zajęć zdążyłyśmy omówić jeszcze cynamon (Cinnamomum sp) oraz wanilię. Same słodkie i ulubione przyprawy.
Cynamon może pochodzić z cynamonowca chińskiego, burmańskiego (rośnie na Sumatrze, a nazywa się Padang) lub cejlońskiego. Ten ostatni jest u nas najbardziej popularny choć odkryty został stosunkowo niedawno (XIV wiek). Zwłaszcza jeśli wiadomo, że cynamon to prawdopodobnie najstarsza przyprawa świata ( no może poza solą). Pierwsze wzmianki pojawiają się w księgach chińskiego cesarza już 2700 lat p.n.e.
W starożytności był używany głównie do wszelkiego rodzaju kadzideł, maści i wonnych olejków. Teraz mniej więcej wiadomo do czego go użyć.
Jest wiecznozielonym, tropikalnym drzewem dorastającym nawet do 15 m wysokości. Nalezy do rodziny wawrzynowatych (Lauraceae) i jest uprawiany na Sri Lance, w Indiach, Indonezji, na Seszelach i we wschodniej Afryce. Głównie na koręchoć co ciekawe olejki eteryczne produkuje każda część rośliny, łacznie z korzeniami, liśćmi i owocami.
Jak rzadko która cenna roślina preferuje gleby piaszczyste, plantacje zakłada się z nasion, a na tych plantacjach prowadzony jest w formie krzewu. W 3 lata po posadzeniu, tuż przed początkiem pory deszczowej, ścinamy w krzewie wszystkie gałązki (zostawiając kikuty z 2-3 pakami). Gałązki są okorowywane, kora wrzucana na sterty 9tylko przy cejlońskim) do fermentacji ułatwiającej zdarcie gorzkiego korak. Potem kora jest suszona. Zwija się w "okularki" - cejloński lub tak po prostu - chiński. Wysuszona kora jest często wsuwana jedna w drugą (nawet do 10 kawałków) i dopiero wtedy przycinana do rozmiarów - powstają laski i odpady zwane łomami. Możliwości wykorzystania łomów jest kilka : można je zmielić (i mamy cynamon mielony) można wydestylować i otrzymać olejek cynamonowy (olejek można też uzyskać z innych części rośliny, ale wtedy ma trochę inny skład) albo sprzedać jako łom.
Oprócz tego, że cynamon jest cenną (kiedyś można było podatki płacić w laskach cynamonu zamiast w złocie) i bardzo aromatyczną przyprawą jest wykorzystywany dio leczenia przeziębień, nerwo- i mięśniobóli, problemów dermatologicznych, stosuje się go też w aromaterapii. Tak na koniec**** wspomnę że jest jeszcze jeden rodzaj cynamonu, tylko ten uprawia się już tylko dla olejku. Jest to cynamonowiec kamforowy i uzyskuje się z niego takiż olejek. Olejek ten ma silne właściwości rozgrzewające, choć kiedyś był o wiele bardziej popularny stosuje się go nadal we wszelkiego rodzaju bólach reumatycznych, mięśni, przeziębieniach.

* no dobrze gmina jak gmina; wójt jako przedstawiciel gminy
** piszę "nasze" ponieważ jestem z nimi zżyta nie tylko z racji mieszkania niemal w środku zielonego płuca stolicy. Kiedyś sporo się o Kampinosie uczyłam, brałam udział w konkursach wiedzy i ogólnie moje informacje na temat Puszczy tak blisko związane z biologią, zwierzętami i ekologią zbliżają mnie do tego kawałka ziemi.
*** ja nie dodałam i żałuję
**** o wanilii i herbacie już nie mam siły pisać. Zostawię sobie "na później"

Brak komentarzy: