czwartek, 18 lutego 2010
Wolny czwartek.
Zostałam przymuszona do pójścia na biegówki. Na nic się nie zdały narzekania i tłumaczenie, że mnie to nie bawi, nie umiem (byłam 2 razy, uczył mnie M., który też nie umie). Mama się uparła, tata ją poparł i poległam. Chyba wybrałyśmy złą trasę, śnieg się topi. Wróciłyśmy zgrzane, a ja zła, tyle dobrego, że po drodze zdobyłam jemiołę. Że nie pora na jemiołę nie szkodzi. Wymieniłam po prostu na świeżą, tą która wisiała przy moich drzwiach od paru lat, kiedy to podarował mi ją tata.
Zwyczaj całowania pod jemiołą wymyślili kiedyś też rodzice. Takie pęczki wieszano zwykle ww domach "posiadających" panny na wydaniu. Sprawdzano kto przyjdzie, ilu absztyfikantów ma córka i który z nich nadawałby się na zięcia.
A oto moja zdobycz:
Na zdjęciu jest jeszcze duży sekator. Przy okazji przycinania sadu (i plantacji borówek) na studiach odkryłam, że taki sekator może być przedmiotem pożądania. Tak jak nie znoszę tych małych, tak te duże uwielbiam, tnie się łatwo, gładko i sprawia mi to chorą satysfakcję. Kiedy dostaję do rak taki sekator mam chyba taką minę jak piroman, któremu wręczono zapałki...*
Kupiłam dziś wreszcie "Mowę kwiatów", muszę przyznać, że mnie rozczarowała. Rozumiem, że wiele źródeł podaje różne, często sprzeczne informacje, ale tym czego oczekiwałam po takiej książce było właśnie opracowanie i ujednolicenie tego. a książka składa się głownie z przedruków istniejących już źródeł, wierszyków i pobieżnego ich omówienia.
Z tego omówienia dowiedziałam się, że w Europie była to popularna "zabawa" czy moda w XIX wieku, a "przywieziona" została ze Wschodu, gdzie nosi nazwę Selam (pozdrowienie) i była używana była głównie przez kobiety, do porozumiewania się między sobą. Dlatego tłumaczenia podane przez podróżnika, a pochodzące z tamtych rejonów sa znacznie mnie poetyckie i pozytywne (Tuberoza : E "Bądź mi wzajemną"/W "Zdychaj niegodziwa").
Sposób opisania różni się nie tylko jeśli chodzi o geografię czy czas, ale również jeśli chodzi o autora (niektórzy próbowali "tworzyć" wierszyki inni cytowali wyrwane z kontekstu fragmenty znanych dzieł),a nawet przeznaczenie. Z książki wynika, że w Europie mowa kwiatów służyła niemal wyłącznie zabawie czy niewinnym flirtom, a same kwiaty nie były nawet w tych zabawach konieczne. Wystarczyły rysunki, a nawet same nazwy, czy karty (z nazwami i wierszykami), którymi się wymieniano.
Mnie najbardziej odpowiada zestawienie z 1860 z nazwami łacińskimi (i dobrze bo nieraz nie zgadłabym o jaki kwiat chodzi: Turek według nich to aksamitka). Z niego wynika, że tulipany, które dziś sobie kupiłam oznaczają: "Twoja piękność nie robi na mnie wrażenia". Może i lepiej bo byłabym Narcyzem.
To co mnie dziwiło, to to, że co druga publikacja mówiła o tym, że ważne są kolory, podawały ich znaczenia (tu się ze sobą zgadzały), ale potem wymieniając znaczenia poszczególnych kwiatów często przeczyły znaczeniu ich koloru. Jeżeli używamy kodu kolorów to przestajemy "czytać" co mówią pojedyncze kwiaty? Jeśli nie, to sporządzenie odpowiedniego bukietu nie byłoby nawet wyzwaniem, graniczyłoby z niemożliwością. A jeśli tak, to skąd wiadomo czy dziś rozmawiamy kolorami czy pojedynczymi kwiatami ? Może po harmonii barw ?
Smakowitą ciekawostką z zakresu savoir-vivre było wymaganie by narzeczony przed każdą kolejną wizytą u ukochanej przysyłała bukiet. "kolor kwiatów w tym bukiecie zmieniać się powinien codziennie, zaczyna się od białych i stopniowo dodaje różowe, tak że w wigilię ślubu ostatni bukiet jest zwykle zupełnie czerwonym". Ach, tamci Mężczyźni ! Przecież żeby to się udało trzeba było chyba z góry zaplanować ilość wizyt!
* Ale nie jestem sama. Na borówkach prowadzący: "... no bardzo ładnie proszę pań, ale miałyście wyciąć 30% krzaka, a nie zostawić"
P.S. notka ma etykietę zioła ponieważ jemioła jest ziołem. Nasercowym (a do kwiatów nie należy, chyba)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz