sobota, 27 lutego 2010

woda nas chyba nie lubi

a może lubi za bardzo ? Przez bramę nie da się przejść suchą nogą (ale to zawsze na wiosnę) gorzej, że woda weszła nam do tak zwanego kominkowego - najniższego pokoju w domu. wypływa szparami spomiędzy paneli i z syczącym dźwiękiem tryska jak się na nich stanie. Mama panikuje (że ściany nam się zawalą) tata jest zmartwiony i bezradny, a ja zła, że nie umiem pomóc. Dobrze przynajmniej, że to tylko jeden pokój w domu.

Dzisiaj (i jutro będzie podobnie) spędziliśmy 13 godzin w pracy, a w domu po powrocie kłopoty. W samej pracy nie było tak źle, trochę nudno i długo, ale obiad wczoraj zrobiłam dobry ( i przytaszczyłam go dla naszej dwójki: mięsko w pojemniku, makaron w reklamóweczce - ugotowany, a sałatkę w słoiku.)
Nie jest to estetyczne rozwiązanie (zresztą obiad też był bury), ale nie posiadamy pojemników na obiad dla dwojga, a jeść coś trzeba. Zwłaszcza, że okoliczne sklepy balansują na krawędzi upadku i nie ma tam nic co odpowiada moim wymaganiom obiadowym.
Tak więc na obiad była pieczona szyneczka z makaronem.

Szynka pieczona z suszonymi pomidorami ( na 2 osoby)
~0.5 kg szynki ( u mnie miała postać plastra i kawałek kości po środku)
1 marchewka
1 cebula
1 "garść" suszonych pomidorów
łyżka oliwy z oliwek
papryka półsłodka, sól, pieprz
Szynkę pokroiłam na kawałki wielkości, dłoni lub pięści. Podsmażyłam, na oliwie, skrojoną w kostkę cebulę, dorzuciłam pomidory, podgrzałam, to wyłożyłam na dno żaroodpornego naczynia. Marchewkę skroiłam w słupki, mięso posypane wegetą (tak wiem benzoesan sodu = niezdrowo - można zastąpić solą i innymi przyprawami) i papryką ułożyłam na cebuli, pomidorach i "posłupkowanej" marchewce. Naczynie zamknęłam, wstawiłam do piekarnika piekłam w temperaturze 150*C przez jakieś 30-45 minut, potem całość zalałam szklanką wody i zwiększyłam temperaturę do 200*C na kolejne pół godziny.

Do tego ugotowałam makaron w postaci świderków mieszany pomarańczowy (barwiony papryką albo pomidorami) zielony (szpinakiem) i zwykły biały.
A w planach była jeszcze sałatka*. Pomysł jest ściągnięty od pań z naszego bufetu wydziałowego. Surówka** jest bardzo bardzo prosta.

Bardzo prosta sałatka:
1 średnia kapusta pekińska
1 średni ogórek sałatkowy
1 (1/2) ogórek kiszony
1/2 puszki kukurydzy
łyżka majonezu
2-3 łyżki śmietany lub jogurtu naturalnego.

Kapustę kroimy w paseczki, ale niezbyt cienkie, ogórek myjemy, ale nie obieramy i kroimy na cienkie plasterki, podobnie jak ogórek kiszony, tylko tu nawet na bardzo cienkie plasterki. Wrzucamy do miski razem z kukurydzą, mieszamy majonez ze śmietaną/jogurtem i całość mieszamy. Można popieprzyć do smaku i sałatka gotowa.

Obie pozycje niewyględne, ale proste i smaczne.

* nawet ją zrobiłam, ale zapomniałam wyjąć słoik z nią kiedy jedliśmy obiad
** no właśnie nie wiem czy surówka czy sałatka bo kukurydza i kiszony ogórek nie są surowe. Mama twierdzi, że surówka, ale ja chyba bardziej skłaniam się ku sałatce, jakby bezpieczniejsze wyjście. Bo chyba surówka może być sałatką, a nie każda sałatka surówką?

Brak komentarzy: