poniedziałek, 15 lutego 2010

gdy znajdziemy się na zakręcie co znami będzie*


Dzisiejszy poranek powitał mnie zimnym, pazurzastym kotem wpychającym się pod kołdrę oraz sino-fioletowym niebem rozświetlonym pomarańczowymi żarówkami latarni. Przy tej szarówce** wyglądało to trochę jak kiczowaty zachód słońca, o poranku. Widoczek całkiem, całkiem, gdyby zobaczyć go odemknąwszy jedno kaprawe oko, a potem przewrócić się na drugi bok.
Niestety, ja musiałam wstać, a na dodatek musiałam też obudzić tatę. "Na amen" zakopałam się pod bramą i nie byłam sobie w stanie poradzić. Po półgodzinie wspólnego odkopywania i pchania udało mi się odjechać.
Moja radość jednak nie trwała długo. Parę kilometrów dalej zgasłam tuż przed skrzyżowaniem; zabrakło benzyny. Problem nie byłby tak dramatyczny (no bo co, przecież nie pierwszy raz spóźniam się lub nie dojeżdżam na zajęcia) gdyby nie zima (nie było gdzie samochodu zepchnąć)i fakt, że moja mama zawsze jeździ na rezerwie***, co tatę doprowadza do szału. niestety zdarza jej się od czasu do czasu wyciąć taki numer jak ja i musi ją "ratować". Zawsze strasznie krzyczy za jeżdzenie na rezerwie, a teraz ?
Ale cóż zrobić, jeśli sama sobie nie radzę, a stoję w miejscu gdzie absolutnie wszystkim przeszkadzam**** ...
Zadzwoniłam do niego.
Zebrałam kilka zasłużonych wrzasków zwiewających małżowinę uszną (mama też oberwała - tym razem niezasłużenie) i dowiedziałam się, że ratunek przybedzie dopiero jak odwiezie mego brata do szkoły.
Perspektywa zostania w tamtym miejscu jeszcze przez godzinę, a potem zasłużonej bury nie była pociągająca.
Na szczęście zlitował się nade mną jakiś Pan i mimo braku haka w Zielonym Żuczku podholował nas***** do stacji benzynowej. Tacie chyba ulżyło, że jednak nie musi się mną zajmować, a ja spóźniona godzinę (tylko godzinę) pojechałam do szkoły.

Na pierwsze zajęcia z Inżynierii ogrodnictwa. Przedmiot naprawdę przydatny, logiczny - więc nietrudny. Tylko w wydaniu naszego ćwiczeniowca strasznie nudny. Dziś oglądaliśmy szklarnię z punktu wi9dzenia jej projektowania, budowania i eksploatacji. Trzeba przyznać, że szklarnie SGGW są relatywnie nowe i nowoczesne. Pokazują (w mikroskali, bo na więcej szklarni szkoła nie ma miejsca i zapotrzebowania) to co naprawdę jest stosowane przy produkcji. Choć raz nie słyszymy : " Tak robić nie wolno" "Tak się nie robi" "Naprawdę robi się inaczej".
Nie wzięłam do szklarni aparatu, więc zdjęć nie będzie, a szkoda, bo ładne gerbery były.

Na obiad zrobiłam sobie sałatkę. Usiłowałam powtórzyć tą co jadłam z Michałem, ale poległam już na sezamie. Z powodu obecności szkodników przechowalniczych w domu mamy dużą rotację tego co jest a czego nie ma.

Sałatka z grillowanym kurczakiem i sezamem

pól główki sałaty kruchej głowiastej
polówka standardowego sera typu camembert
garść sezamu
3 pomidorki koktajlowe pól piersi kurczaka,
pól cytryny
ząbek czosnku (lub szczypta suszonego)
1 ugotowane na twardo jajko
2 kromki razowego pieczywa tostowego
3 łyżki jogurtu naturalnego
sól, pieprz, ulubione zioła

Sałatę rwiemy/kroimy na drobno, pomidorki na ćwiartki, jajko na półplasterki, ser w drobne trójkąciki. Pieczywo tostujemy i kroimy na drobne kosteczki, kurczaka kroimy podobnie, wrzucamy do miseczki z sokiem cytryny (moze być mniej niż pół) solą, pieprzem i ziołami, mieszamy, a następnie kładziemy na patelnię beztłuszczową. Kiedy kurczak się usmaży wszystko, prócz pieczywa czosnku, sezamu i jogurtu wrzucamy do miski. Jogurt łączymy z czosnkiem, solą, ziołami i pieprzem do smaku, dodajemy do sałatki, mieszamy, a na koniec dodajemy grzanki w kostkach

motyle skrzydło znalazłam w szklarni, w pajęczynie. Koleżanki nie były zachwycone moim znaleziskiem, nie rozumiem czemu. Prawdziwy motyl nie pokazałby skrzydełek.

* z cyklu problemy z samochodem, a piosenka się do mnie przyczepiła. nie podoba mi się, ale tekst choć naiwny ma jakiś sens
**szarówka kojarzy mi się wprawdzie z jesiennymi popołudniami, kiedy nie jest jeszcze ciemno, a już nie jest jasno. Ale zimowe barbarzyńskie godziny (między 5 a 6.30) też tak wyglądają
*** właściwie wręcz na oparach
****sama bym się sklęła od stóp po czubki włosów, gdybym była na miejscu tych ludzi za mną.
Jestem bardzo nerwowym kierowcą.
***** Zielony Żuczek to moja pieszczotliwa nazwa Matiza, a nas, ponieważ myślę o nim jak czymś/kimś żywym

Brak komentarzy: