Dosyć, że zrobienie dziś zakupów było bardziej męczące niż zaoranie pola, ale były też plusy. Kupiłam sobie na pocieszenie "przyprawę" z suszonych kwiatów i czubricę, która wpadła mi w oko przy przeglądaniu jednego z blogów. W domu zastałam bardzo smakowitą tartę, wysoce warzywną. Były w niej brokuł i kalafior, które przyjemnie chrupały w zębach, rukola nadawała sosowi beszamelowego posmaku, a całości dopełniały cukinia ** i marchewka z dodanymi dla chłopców plasterkami boczku. Choć i tak narzekali, że mało mięska.(ktoś usiłuje mi ukraść kawałek obiadu) Tylko, że mama przez ostatni tydzień wekowała różnorakie mięsa na wyjazd, a ja mam jakiś taki "wegetariański" nastrój ostatnio. Może mam nastrój na warzywa, bo wiem, że po egzaminie nie będę mogła na nie patrzeć ? Ponieważ przed wyjściem zaczęłam robić to dokończyłam drugi obiad czyli "mieleńce" z ziemniaków i kalafiora. Nie szkodzi, że nikt nie zjadł. Będzie na jutro.
Do jedzeniowej orgii nalezy dodać jeszcze mamusiną wariację na temat sałatki Caprese (mozzarella w kulkach, we własnym opakowaniu wymieszana z pomidorami w kostce, czosnkiem, świeżą posiekaną bazylią i oliwą oraz drinka w ślicznym niebieściutkim kolorze, a powstałego z połączenia sprite'a, białego martini, oraz likieru blue curacao.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz