poniedziałek, 12 sierpnia 2013

tama na Amstelu cz. 2


Jak na miasto, którego nazwa i istnienie pochodzą od tamy Amsterdam jakoś nie chce postawić tamy pewnym zachowaniom.
Może moje wrażenie wynika z tego, że mieliśmy nieszczęście trafić do stolicy Holandii akurat w czasie parady równości ...
Ale wrażenie jest takie: Ładne, miłe miasteczko wypełnione all wrong kinds of crowds.
Czyli co mi się w Amsterdamie nie podobało:
1. wszechobecne rowery
a właściwe to rowerzyści, zachowujący się jak święte krowy i święcie oburzeni, że nie mogą przejechać w pełnym pędzie wąską uliczką na środku starówki, bo pieszy ośmielają się iść i nie uskakują wystarczająco szybko !
2. wszechobecne demonstrowanie swojego poparcia dla homoseksualistów lub homoseksualizmu.
Może i jestem moherem (mimo, że do kościoła akurat nie chodzę), ale uważam, że to co się dzieje w sypialni powinno w sypialni zostać. A nie, że wszyscy demonstracyjnie obnoszą się z tym po ulicy (i zostawiają przy tym niezły syf). A tak poza tym, biedne tęcze i jednorożce
3. dzielnica czerwonych latarni
Tyle się o niej czyta, taka sławna. A tak bardzo się na niej zawiodłam. To co się tam odbywa jest po prostu niesmaczne i uwłaczające zarówno godności sprzedającego jak i kupującego (choć najwyraźniej jestem w tym poglądzie raczej odosobniona skoro te dwie grupy istnieją). Czytając wyobraziłam sobie coś z dużo większą klasą. Nawet żałowałam, że (jak podają przewodniki) zdjęć nie można robić, ale będąc na miejscu zmieniłam zdanie. Zdecydowanie nie chciałabym tam robić zdjęć
4. Zadęcie
Przejawiające się choćby na wystawach w muzeum. DNA miasta: Czy toleranacja jest wpisana w DNA Amsterdamu ?
Dla mnie oczywiste jest, że autorzy wystawy nie mają pojęcia co to jest DNA. Zwłaszcza, że tolerancja ich przodków nie sięgała daleko, choćby w religii

Brak komentarzy: