czwartek, 25 kwietnia 2013

sól biała śmierć

Trochę było mi głupio zaczynać ten temat, w lutym, kiedy zima miała się mieć już ku końcowi, ale w obliczu ostatecznego zlodowacenia kwietniowego( a potem mi się znów opóźniło) postanowiłam jednak poruszyć problem jakim jest nadmierne wykorzystanie soli na polskich drogach .
Zwykle narzekamy na opieszałość "drogowców" i chcielibyśmy jeździć po czarnych jedniach równie szybko jak latem. Tylko utrzymanie dróg w "czarnym standardzie" kosztuje i nie mówię już tylko o koszcie przejazdu i samej soli. Użycie chlorku sodu jak powszechnie wiadomo powoduje korozję metalowych części samochodów i infrastruktury drogowej (latarnie, metalowe słupki, zbrojenia, znaki, barierki, mosty, kładki*), ale też obniża trwałość elementów betonowych czy asfaltu oraz elewacji budynków, co powoduje kruszenie i powstawanie dziur (a my się dziwimy czemu drogi w Polsce są takie dziurawe). Tym co mnie zaś jako ogrodnika boli najbardziej jest niszczenie pasów roślinności przyulicznej szkodząc rosnącym tam rośliną na każdy możliwy sposób.
Sól przedostająca się w dużych ilościach do gleby powoduje jej niszczenie - erozję i degradacją struktury gleby (obniżając jej zdolność do chłonięcia i zatrzymywania wody), znacząco obniża pH (alkalizacja), co samo w sobie powoduje niszczenie korzeni, a w dodatku sprawia, że składniki mineralne znajdujące się w glebie nie mogą być pobierane przez rośliny. Sól działa też na cząsteczki wody jak magnes na opiłki - zjonizowane cząsteczki H2O oblepiają jony soli, przez co są niedostępne dla roślin i powstaje zjawisko suszy fizjologicznej. I jeszcze na koniec stężony roztwór soli powoduje zwyczajne oparzenia (zarówno części roślin jak i łapek kocich czy psich), a pod kołami samochodów solanka i breja pośniegowa "ładnie" się rozpryskują, zalewając rośliny i chodniki. Małe kropelki poderwane kołami i pędem samochodów tworzą aerozol solny, który przemieszcza się na duże odległości i bezwzględnie pali pąki kwiatowe i liściowe.
(jeśli nie troska o środowisko, to ekonomia się kłania)
Wymiana zarówno infrastruktury, zieleni i naprawa ulic kosztuje, kosztują też buty, naprawy rur i samo solenie. Przejazd pługu w Warszawie w 2012 kosztował 30 zł/km, a z posypywaniem solą już 190 zł/km*, więc czemu nie zrezygnować z niej tam gdzie nie jest niezbędnie potrzebna ?! (powinna być stosowana przy gołoledzi, marznącym deszczu i lodzie, a śnieg się zwyczajnie odgarnia - zwłaszcza w mniejszych uliczkach).

A na zaśnieżonych chodnikach też nie powinno się używać soli na rzecz piasku i ubijania śniegu  (sam śnieg przecież nie jest śliski), co wpłynie na pewno pozytywnie na wygląd naszego obuwia w okresie zimowym.

*cytuję za gazetą i dorzucam jeszcze kilka linków ( 1 , 2 , 3 ), a może ktoś polubi ?

2 komentarze:

Bea pisze...

Ano wlasnie... Sol przenikajaca pozniej do gleby niestety robi spustoszenie w przyrodzie, nad czym niewiele osob sie zastanawia.
Tutaj tez niestety czesciej widac sol na drogach niz piasek :( Choc na szczescie w niektorych gminach zaczyna sie uzywac takiej specjalnej mieszanki 'trocinowej' (z odpadow), ktora swietnie sie sprawuje i na dodatek tanio wychodzi (gdyz z recyklingu). Oby ten pomysl przyjal sie w wiekszej ilosci miejsc.

Pozdrawiam!

wiedźma_florentyna pisze...

Ano fajna sprawa. Słyszałam też, że w Skandynawii na zaśnieżone ulice i chodniki wysypuje się żwir który się ze śniegiem ubija w coś co ma spore tarcie. A innym podejściem jest podgrzewanie chodników :D ale to już chyba trochę za dużo szczęścia, no i rośliny chyba nie byłyby zachwycone