wtorek, 23 października 2012

dynia w muzeum ?

Post planowany był na wczoraj wieczorem, ale nie wyszło, bo się zaczytałam. Wychynęłam z odmętów książki przed chwilą i śpieszę nadrobić zaległości. W czwartek byłam w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej. W pierwszej chwili doszłam do wniosku, że pies drapał wszystkie eksponaty w muzeum. Sam budynek jest bajeczny. Z zewnątrz wygląda jak bajkowy pałac od wewnątrz zapiera dech w piersiach. Swobodnie można by było w nim kręcić Harrego Pottera i udawać, że to Hogwart.







 Kiedy już trochę ochłonęłam, zrobiłam kilka zdjęć i udało mi się domknąć usta ruszyłam na wycieczkę, tym razem już zwracając uwagę na eksponaty (choć ewolucję człowieka nadal pominęłam - wiem na ten temat i tak więcej niż bym chciała) i doszłam do sali z minerałami i kamieniami szlachetnymi. Faaajne zbiory. Pobawiłam się w rozsądną srokę, która tylko patrzy na błyskotki, ale ich nie zabiera.
plaster marmuru - malowała natura :D
kamień pochodzenia organicznego - wapień

opale

największy znaleziony kryształ złota i w dodatku jak dla mnie ma ewidentny kształt rzeźby

turkusy, chyba

turmaliny

topazy i rubiny



piryt


Podobała mi się też część "darwinistyczna"-pomarańczowa muzeum z wielkim "kokonem" (znacznie brzydsza część pod względem architektonicznym - zbyt nowoczesna jak dla mnie) tłumacząca jak się archiwizuje i łapie zbiory, jak się rozpoznaje gatunki, jak organizuje wyprawy... Tu nie było dla mnie zbyt wielu nowości- to wszystko już wiedziałam, ale podobała mi się interaktywność wystawy, podobały mi się zielniki i kolorowe owady na długich szpilkach. A dla kogoś kto nie musiał się uczyć entomologii, nie oznaczał roślin z kluczem i nie robił zielników na botanikę... myślę że byłoby to fascynujące.





konik polny i motyl en face
 Kawałek dalej w pomarańczowej części muzeum (kolor oznacza jaka to część zbiorów) weszłam do kuchni szalonego naukowca. Przerażającej i fascynującej. Pełnej roślin i zwierząt w słoikach wypełnionych alkoholem lub formaliną.



Na dinozaury czasu nie starczyło, ale rzuciłam okiem i wyglądały imponująco. Wrócę z M. je pooglądać. W końcu każdy mały chłopiec interesował się kiedyś dinżarłami. Może mi jakąś bajkę opowie ?


Anyway it would be a hell of Halloween party at there! Można by zabrać podwójnie dyniowe drożdżówki, puścić muzykę i nie martwić się dekoracjami.

podwójnie dyniowe drożdżówki
(przepis na ciasto stąd)
ok. 1/2 kg dyni (ważonej przed upieczeniem) upieczonej
300 g mąki
50+50 g brązowego cukru (do ciasta i do nadzienia)
45g masła
1 łyżeczka drożdży instant
niecała 1/2 szklanki mleka kokosowego
1/2 łyżeczki gram marsala
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
1/2 łyżeczki cynamonu
łyżeczka skrobi (maki) ziemniaczanej lub kukurydzianej

Upieczoną dynię zmiksować lub przetrzeć przez sito (można przetrzeć tylko trochę do ciasta, a resztę przecierać jak ciasto będzie wyrastało). 2-3 łyżki wymieszać z rozpuszczonym tłuszczem i mlekiem, w drugim naczyniu wymieszać suche składniki (50 g cukru, mąkę, drożdże), dodawać powoli mokre, zagnieść elastyczne ciasto, odstawić na godzinę do wyrastania. Resztę dyni wymieszać  z cukrem, skrobią i przyprawami. Wyrośnięte ciasto zagnieść podzielić na w miarę równe kulki (9-10). Z każdej kulki zrobić placuszek, umieszczać 2 łyżeczki  przecieru z dyni i zlepiać jak pieroga. Porolować chwilę (żeby lepiej się skleiło i znów było w miarę kulką) układać na blaszce do pieczenia sklejeniem do dołu. Zostawić do wyrośnięcia (ok. 30 minut) pod przykryciem. Piec w 180°C około 20 minut.

Po ostygnięciu można namalować roztopioną czekoladą czaszkę na wierzchu drożdżówek czyniąc z nich Halloweenowe danie (choć nie jest to konieczne- po prostu moje drożdżówki w założeniu miały mieć kształt czaszek, ale ciasto było zbyt rzadkie na manipulowanie nim w ten sposób)
 

słówko dnia : indignant-oburzony

Brak komentarzy: