czwartek, 16 lutego 2012

zawsze musi być ten pierwszy raz

Maciek wprawdzie zawsze, natychmiast po tym stwierdzeniu dodaje, że istniej wiele rzeczy i czynności, których nie chciałby robić nawet ten pierwszy raz, ani w ogóle. Myślę, że smażenie faworków zalicza się u niego do tej drugiej kategorii. Zwłaszcza, że coś tam marudził, że może mniej tłuste, jak go pytałam czy woli pączki czy faworki.
Mama poproszona o pomoc bezczelnie jej odmówiła mówiąc że nie umie, nie wie, nigdy nie robiła. Fakt faktem, że palców u moich kończyn na pewno starczy żeby policzyć ciasta, które zrobiła za mojej pamięci. A przy paczkach czy faworkach nie widziałam jej tym bardziej nigdy.
Ponieważ ciasto drożdżowe i ja nie dogadujemy się zbyt dobrze postawiłam na faworki. W każdym przepisie jest trochę inaczej i co do większości mam poważne wątpliwości (w jednym trzeba walić wałkiem, w drugim nie, w jednym jest odpoczywanie ciasta, w innym nie itd). W końcu zawierzyłam "Kuchni Polskiej", która wad ma wiele (pisałam już o tym tu), ale przynajmniej był rysunek przedstawiający "przewijanie", które wcześniej stanowiło dla mnie zagadkę. Miło, że obrazek był, bo (choć pewnie świadczy to o moim niskim poziomie inteligencji i wyobraźni przestrzennej) nie wpadałabym jak to zrobić. Zrobiłam faworki z poniższego przepisu, kazałam mamie spróbować i poskarżyłam się, że wolałabym takie chrupiące, na co usłyszałam:
-No bo powinnaś je była bardziej przemrozić i zrobić cieńsze.
- Skoro wiedziałaś to czemu mi nie powiedziałaś?!
- No bo jak ja mam ci powiedzieć skoro jeszcze nie zrobiłaś?

Ręce opadają jak już zrobiłam to po grzybach przecież!
A na kota też zawsze można liczyć "Wiewióreczko nie wchodź mi tu,
bo zadepczesz śnieg" odwracam się na ułamek sekundy, a śnieg zadeptany.

Chrust / faworki
200 g mąki
3 żółtka,
sól,
3-4 łyżki gęstej śmietany
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia (opcjonalnie)
1 łyżka spirytusu

500g tłuszczu do smażenia
cukier puder do posypania

Mąkę wymieszać ze śmietaną, zrobić zagłębienie i dodać żółtka, szczyptę soli i proszek. Wymieszać wszystkie składniki( w tym miejscu dodałam też spirytus, ale nie wiem czy dobrze) i wyrobić ciasto na jednolitą masę. Ciasto ma mieć gęstość ciasta kluskowego (sic! - nigdy nie robiłam klusek! A w dodatku w większości przepisów w tym miejscu powinnam walić w ciasto wałkiem przez 2-20 minut. Ja rozwałkowałam ciasto kilkakrotnie składając je i rozwałkowując jeszcze raz, a potem dla pewności pookładałam jej jeszcze trochę wałkiem i odłożyłam na chwilę dla "odpoczynku", a we międzyczasie tłuszcz się rozgrzał) Ciasto wałkować partiami dosyć cienko (zrobiłam tak cienko jak umiałam), starając się jak najmniej podsypywać mąką. Krajać radełkiem (co to ?!) lub nożem na paski szerokości 3 cm, długości 15 cm. Każdy pasek przekrajać w środku, wzdłuż na przestrzeni 5-6 cm i przewinąć. Zrobić próbę temperatury tłuszczu wrzucając kawałeczek ciasta, jeżeli zaraz podpłynie i szybko się zarumieni, można smażyć. Ciasto omieść z mąki pędzelkiem, wkładać na tłuszcz i smażyć z dwóch stron na jasnozłoty kolor przewracając widelcem. Wyjąć osączyć na bibule, przełożyć na talerz, oprószyć cukrem. Okładać w piramidkę na okrągłym, szklanym półmisku ( a to po co ?). Chrust można przyrządzić bez proszku spulchniającego.

Przepis (bez moich komentarz w nawiasie) pochodzi z "Kuchni Polskiej", a to inne przepisy które podglądałam: 1 i 2

Brak komentarzy: