środa, 6 lipca 2011

deszcz

Nie wytrzymałam. Ileż można siedzieć w domu ? Już zaczynają się grzyby!
Zakułam się w przeciwdeszczową zbroję*, zgarnęłam koszyk, nożyk i aparat i przepadłam w lesie.
Grzybów jest jeszcze mało, ale nie ma się co dziwić. Sezon się dopiero zaczyna, a ja chodziłam sama i tylko przy ścieżkach, a w dodatku nie w naszych grzybnych rejonach tylko niedaleko domu.
Wiadomo, że na grzyby najlepiej chodzić w sprawdzone rejony i najlepiej z tatą. Nie wiem czy tata i/czy grzyby wytwarzają pole elektromagnetyczne, czy tata ma grzybny radar czy może grzyby żeby mu sprawić przyjemność na szybko rosną w jego obecności. Dosyć że tata jest w naszej rodzinie niezrównanym grzybiarzem. A przydaje się również jako mężczyzna, bo oni zawsze potrafią wrócić do domu(M też się sprawdza w tej roli, ale za to zupełnie nie potrafi grzybów zbierać).

Mówi się "rosnąć jak grzyby po deszczu" i przez pół spaceru zabawiałam się wymyślając czemu szybko rosną akurat po deszczu? Może do zbudowania owocnika potrzebują dużo wody ? A Może (przecież wiadomo, że grzyby wydają owocniki dopiero jak znajdą drzewo-towarzysza do mikoryzy) asymilaty od drzew dostają dopiero jak dostarczą wodę i to w porównywalnych ilościach? A swoją drogą ciekawe jak one się rozliczają? Grzyby dostają procent asymilatów? A może wynagrodzenie za wykonaną pracę ? A może to zależy od powierzchni strzępki jaka sie styka z korzeniem ?
Potem moje myśli pobiegły w innym kierunku i doszły do zarodników. Zaraz, zarodniki! Panno Katarzyno puk puk czy jest tam jeszcze w tej czaszce chociaż kilka komórek mózgowych ?!
Oczywiście, że z deszczem chodzi o wilgoć, która jest potrzebna zarodnikom grzybów do skiełkowania i rozwoju!

Kurek jest nawet całkiem sporo, tylko że zbyt maleńkie są by je zbierać. Ale cieszą oczy i zadziwiają. Mają to do siebie że rosną w skupiskach, lubią piach, więc często zaraz przy ścieżce albo wręcz na niej i udają brzozowe, opadnięte, żółte listki. Autorzy mojej nowej książki** o grzybach najwyraźniej je uwielbiają. Moja rodzina nie, praktycznie ich nie zbieramy (choć łatwe są do rozpoznania). Po pierwsze dlatego, że blaszkowych grzybów się nie suszy, po drugie dlatego, że są piekielnie pracochłonne. Zawsze zapiaszczone, ciężko się myją i nawet po bardzo dokładnym płukaniu potrafią zazgrzytać w zębach. No i mają dość charakterystyczny smak. "Pieprzny" (może stąd nazwa Pieprznik jadalny)? Mnie osobiście nie bardzo odpowiada, ale Maciek lubi kurki. Zwłaszcza takie małe, marynowane i w sałatce z rukolą parmezanem i malinowym dressingiem.
A podgrzybki znalazłam tylko 3, ale zawsze lepsze to niż nic. Pierwszego zawdzięczam opadającej skarpetce, którą poprawiłam, podniosłam wzrok i zamarłam wpatrzona w błyszczący, brązowy kapelusz. Zanim zdążyłam pomyśleć by go sfotografować zadziałał instynkt "grzybgrzyb" i przystojniaczek znalazł się w koszyku, co wypominałam sobie przez resztę spaceru. Wpadłam też na dzikie krzaczki malin, drobnych i jasnych, ale bardzo słodkich. Jednak łakomstwo przypłaciłam ugryzieniem w twarz i uciekłam przed stadem komarzyc tak krwiożerczych, że nawet deszcz im nie przeszkadzał. Swoja drogą ostatnio dowiedziałam, że komarzyce są nawet gorsze niż podejrzewałam. Nie tylko wysysają naszą rubinową krew (żeby jeszcze robiły to bezboleśnie to bym im nie żałowała), ale jeszcze niszczą grzyby! Toż to już zbrodnia! Moja książka** twierdzi, że to one są odpowiedzialne za robaczywienie grzybów, gdyż składają jaja w nóżki. A swoją drogą ciekawe, że grzyby nadjedzone przez ślimaki są zawsze idealnie zdrowe i mają piękne "nogi"... A i nie widziałam nigdy robaczywej kurki.

Przemokłam dokumentnie, ale grzybowy spacer uzupełniłam kilkoma małymi, kwaśnymi jabuszkami ze zdziczałej jabłonki niedaleko domu i wróciłam całkiem zadowolona. Będzie szrlotka i może tarta z kurkami ?
kurnik nawet nie przy ścieżce, ale na środku skrzyżowania ścieżek

*mój żeglarski sztormiak, ze spodniami, kalosze + czapka z daszkiem. Ostatnio odkryłam że czapka jest niezbędna do kaptura. Włosy się tak nie elektryzują, kaptur nie zjeżdża na oczy i deszcz w nie nie zacina, więc się cokolwiek widzi i twarz ma się całkiem suchą.
** "Księga grzybów mrówki Zofii" pisałam o niej tu

Brak komentarzy: