piątek, 6 maja 2011
płoną ogniska...
Ostatnio moje życie znów przyśpieszyło tempa i mam sporo ciekawych w moim mniemaniu rzeczy do pokazania. Tylko od czego zacząć ? Po namyśle uznałam, że na pierwszy ogień pójdzie coś co było dla mnie niemal olśnieniem, całkowitą nowością i ekstra pomysłem czyli gotowanie na ognisku*.
Na weekend majowy pojechaliśmy z M. na RetroRajd prowadzony przez warszawskie SKPB, a my konkretnie pojechaliśmy na trasę kulinarną prowadzoną przez Hanię i Zbyszka i było super (pomijając fakt, że w zwizku z pracą musiałam wrócić wcześniej i ominęło mnie ciasto z ananasem grrrr!).
Nowością i olśnieniem były dla mnie dwa "gotujące" ogniska, jedno się paliło, drugie się żarzyło. To że przewodnikom się chciało poświęcić 3 godziny na gotowanie też było zadziwiające.
Maciej praktycznie od zawsze (tudzież odkąd go znam, ale to prawie to samo) marudzi dumnym głosem jakie to jedzenie w górach i na "chodzących" wyjazdach jest paskudne. Z zapałem opowiada o tej okropnej kaszce mleczno-ryżowej, o zdrapywaniu pleśni z kiełbasy i wcinaniu trawy. Zresztą każdemu tego typu wyjazdy kojarzą się chyba z lekko spaloną jajecznicą, makaronem z puszkowym sosem słodko-kwaśnym i mielonką albo kiełbasą.
smażenie mięska
Tym razem tak nie było. Pierwszego dnia raczyliśmy się jedną ze smaczniejszych lazanii jakie w ogóle jadłam (z prawdziwym sosem beszamelowym) oraz ciastem francuskim zapiekanym z camembertem/anchois (wszystko na ognisku!). Drugiego dnia zjedliśmy spaghetti carbonara (w trochę innej wersji niż ta którą znam, ale nadal pycha), a trzeci obiad do którego niestety nie dotrwałam składał się z zapiekanki ziemniaczanej i ciasta z ananasem.
przygotowanie ciasta francuskiego
i gotowa lazania
A kanapki śniadaniowe były ze wszystkim tylko nie z pasztetem ani nie z mielonką i były z warzywkami !
M. nie patrzy na kuszący boczek i gotowa carbonara
*Wiem samo w sobie nie jest czymś super oryginalnym i całe gotowanie się od niego wzięło
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz