środa, 7 kwietnia 2010

wyobraźnia a dusza cebuli


MARMOLADA CEBULOWO-POMARAŃCZOWA

1 duża cebula (lub dwie mniejsze)
1 duża pomarańcza
1/2 suszonej papryczki chili
15 dag cukru
4 łyżki białego octu winnego

Cebulę obieramy i grubo siekamy. Pomarańczę obieramy i kroimy na kawałki (nie filetujemy).
Do garnuszka wkładamy cebulę, pomarańczę i pokruszoną papryczkę. Gotujemy na małym ogniu ok. 30 minut, mieszając co jakiś czas. Następnie dodajemy 1/2 łyżeczki soli, cukier, ocet. Mieszamy składniki i gotuję ok. 1 godziny. Marmolada powinna zgęstnieć i nabrać połysku.
Przelewamy marmoladę do wyparzonego, małego słoiczka. Podaję do pasztetów i serów pleśniowych.
(ja zrobiłam z 2 średnich cebul, 2 malutkich z racji swej szalotkowatości szalotek, 2 pomarańczy i ok 180g cukru. dodałam za dużo chili. Trochę za bardzo octowa wyszła ta marmolada moim zdaniem no i się nie przelewała tylko ja ją przełożyłam łyżką)

Przy okazji prezentowania tego przepisu Ania pisała o wyobraźni smakowej.
Taka wyobraźnia jest powodem, dla którego, sposobem w jaki wybieram przepisy. Maciek się ze mnie śmieje mówiąc, że w książce kucharskiej najpierw patrzę na obrazki, potem na składniki, pobieżnie czytam przepis (albo i nie) i i tak robię po swojemu. Jest to prawda, nie zamierzam się wypierać, ale M. zapomniał o nazwie potrawy. Ona też musi być smakowita. Czasem czytam nazwę*, wyobrażam sobie danie i jestem rozczarowana (lub mile zaskoczona) gdy składniki i wykonanie odbiegają od moich wyobrażeń.
Czasem mam problem z wybraniem co by tu dziś zrobić? Może to, to a może to ? Niestety w takich sytuacjach M. jest bezużyteczny. Ja mu opowiadam co możemy zjeść smakując każde słowo i powietrze wokół niego (słowa). Każdy składnik z osobna i wszystkie połączone w harmonijną całość.
Specjalnie wolno, z pieszczotą i niemal mlaszcząc wypowiadam każdy wyraz, a moje kubki smakowe delikatnie drżą z rozkoszy zalewane napływającymi z mózgu wspomnieniami i fantazjami smakowymi.
M. tego nie czuje, nie rozumie i zawsze patrzy na mnie jak na wariatkę (albo osobę bardzo pijaną). Zawsze odpowiada, że nie wie i żebym zrobiła to co uważam; a przecież jak pytam to znaczy, że nie wiem ! (No dobrze, może troszkę dlatego, że smakowanie słów jest nadzwyczaj przyjemne**)
Nie rozumie też jak ważne jest żeby pochwalić to co upichciłam***. Dla Niego jak coś jest dobra to jest dobre i tyle. Nie ma stopniowania, nie ma jakiś szczególnych odczuć. Nie potrafi tez chwalić ubrań****, ale to nie jest tak ważne (bo ja wiem, że wyglądam dobrze), to potrafi pokazać inaczej, nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy.
Ale przecież spora część tego co gotuję lub piekę jest dla Niego i "pod" Niego i wtedy koniecznie życzę sobie znać Jego opinię!
Tak jak ten przepis (no ja chciałam bezę, a, że cytrynowa to po maćkowemu )

Składniki:

  • 6 białek
  • 300 g miałkiego cukru
  • 1 łyżeczka skrobi kukurydzianej (można zastąpić ją skrobią ziemniaczaną)
  • 1 łyżeczka białego octu winnego

Białka ubić na sztywno. Pod koniec ubijania dodawać po łyżce miałkiego cukru, łyżeczkę mąki kukurydzianej i łyżeczkę octu.

Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia. Na papierze narysować okrąg, nieduży, dwadzieścia kilka cm średnicy. Wyłożyć na niego masę białkową. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i po 5 minutach przykręcić temperaturę do 150 stopni. Piec 1,5 godziny. Studzić w uchylonym piekarniku.

Moje modyfikacje polegały na dodaniu odrobiny aromatu cytrynowego, zamiast octu winnego białego użyłam odrobiny czerwonego i trochę soku z cytryny, a skrobia była ziemniaczana, ale wygląda na to że wyszła mi ta beza jako pierwsza, choć próbowałam już kilkakrotnie




* zwykle już wtedy wiem czy spróbuję przepisu czy nie
** a czasem pytając podejmuję decyzję. Jak się ubierze w słowa możliwości to jawią się zupełnie inaczej niż jako myśli w głowie
*** upichcić może się odnosić i do gotowania i do pieczenia, dlatego tu pasuje. ^^
****zestawów ubraniowych, poszczególnych ciuchów nie wymagam

Brak komentarzy: