to nie jest dobry tydzień dla małych wiedźm. Zaczęło się od gumy, po drodze na praktyki, w poniedziałek rano, potem wieczorem był mandat za bilet nieważny w strefie podmiejskiej (zapomniałam , że kupiłam tylko miejski odkąd jeżdżę samochodem, M. mi przypomniał jak już wyciągnęłam bilet do sprawdzenia. To sobie zaoszczędziłam...) Wczoraj oddałam kurtkę razem z komórką do prania (na szczęście odzyskałam), a dziś pękły mi spodnie, dopiero co odebrane z cerowania (tylko, że wtedy się przetarły) A tak je lubię.Jeszcze tylko jutro i nich szybko leci, jedźmy na weekend majowy, odetchnijmy, ochłońmy. Już naprawdę mam dosyć. Nie jedziemy w końcu do Gdańska jak planowałam. M. nie ma czasu*, ale przygarnęła mnie Maja i jedziemy na działkę do jej znajomego. Choć Gdańska szkoda, to zającem nie jest i uciekać tak szybko nie może (choćby z powodu gabarytów). Pojedziemy po praktykach. A taka sytuacja też ma swoje plusy.
Na pocieszenie pokrążyłam trochę po naszym zarośniętym ogrodzie. Wycięłam parę gałęzi i zrobiłam "bukiet" z gałązek leszczyny. Taki pozytywny zielony akcent na negatywny tydzień.
*a jechanie do domu i babci M. bez M. jest dziwnym pomysłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz