poniedziałek, 1 lutego 2010

sens życia a jedzenie

Siedząc w pracy czytałam w jakiejś gazecie, jak to jedzenie często staje się nałogiem i jak to przekarmione dzieci głodne są miłości bo mamy wyrażają swoje uczucia posiłkami i tym podobne bzdury. Był nawet głupawy teścik, ale mojego profilu osobowościowego nie było. Mogłam zostać albo obżartuchem, który niepowodzenia życiowe pokonuje opróżniając lodówkę, albo ascetką która najchętniej wcale by nie jadła, a może kimś po środku, kto ulega chwilom słabości, by zacząć się odchudzać, albo usiłuje jeść racjonalnie i mu nie wychodzi. Najwyraźniej osobom układającym ten test nie przyszło do głowy, że można jeść ponieważ to ogromna przyjemność. Nie z powodu kłopotów, czy żeby sobie poprawić humor ale dlatego, że jest się głodnym a jedzenie to frajda i nie należy z niej rezygnować. Uwielbiam jeść, to przyjemność z którą równać może się tylko sen i nic więcej*. A tylko troszkę mnie lubię gotować, proces powstawania, te zapachy unoszące się w kuchni i uczucie, że się naprawdę coś tworzy. Uwielbiam więc jeść i gotować, a nawet czytać i myśleć o tych dwóch czynnościach. To naprawdę ważna i fantastyczna część życia i nie rozumiem czemu miałabym z tego rezygnować. Oczywiście trzeba zachowywać umiar i nie przesadzać w żadną stronę. Ale tak naprawdę nie ma dziedziny w której złoty środek nie byłby potrzebny. Żeby móc cieszyć się życiem trzeba zachowywać równowagę wszędzie, więc czemu koniecznie trzeba rozbijać nasze życie na małe elementy i przy każdym z osobna powiedzieć jaki to on jest zły i jak łatwo przeradza się w nałóg ? Po co to ? Zwłaszcza, że jededzeniu dostało się niezasłużenie

*Gruntownie to przemyślałam!

Brak komentarzy: